piątek, 20 lutego 2015

Rozdział V

Marco

Kiedy patrzyłem jak Götze prosi o zatrzymanie tego psa naprawdę zmiękło mi serce. Tak, mnie zmiękło serce. Może i to niemożliwe, ale prócz tego,że byłem twardym i silnym piłkarzem byłem też tylko słabym, ale choć trochę dobrym człowiekiem. A przynajmniej chciałem takim być. A jeżeli chodzi o Mario to dopiero dzisiaj widziałem go zatroskanego. Musiałem się zgodzić na tego czworonoga, bo wiedziałem do czego był zdolny mój przyjaciel. Gdybym nie przyjął zwierzaka razem z nim już jutro nie byłoby jego rzeczy i jego też nie... Nie mogłem więc do tego dopuścić. A zresztą sprzyda mu się czyjeś towarzystwo kiedy mnie nie będzie. Może wtedy zapomni o swoim kalectwie. Chociaż nigdy tego nie powiedziałem to Götze był dla mnie jak brat. Gdyby nie on pewnie zrezygnowałbym z gry w Borussi. Miałem ciężkie okresy w swoim i tak jeszcze krótkim życiu, wtedy zawsze pojawiał się roześmiany brunet z głową pełną pozytywnych pomysłów. Teraz ja próbowałem odwrócić te role, ale wiedziałem, że jemu było trudniej. A dziś kiedy Caroline ze mną zerwała on przy mnie był. Chociaż niewiele mówił to sama jego obecność pocieszała mnie i dodawała otuchy. W ten sposób starał mi się pomóc, a ja starałem mu się odwdzięczyć. Podniosłem się z kanapy i pomyślałem, że muszę gdzieś wyjść, rozerwać się. Kiedyś to dziewczyny łamały mi serca, teraz to zmienię. Teraz ja będę tym tyranem. Należy im się. Takie suki nie zasługują na nic więcej. Uśmiechnąłem się sam do siebie na tę nową perspektywę życia.
- Hej Mario, idziesz ze mną? - zapytałem wkładając kurtkę.
- Gdzie? - teraz on też wstał.
- Do klubu, chodź. Zabawimy się.
- Jasne- uśmiechnął się przeskakując przez kanapę. Rzuciłem w niego bluzą. Po chwili byliśmy już na dworze. Zamknąłem dom i ruszyłem w stronę mojego Mercedesa.
- Oooo nie- Götze pociągnął mnie za ramię w drugą stronę- Zawsze gdy wracamy z tych klubów jesteś zlany w trzy dupy- wyszczerzył się.
- Ej, wcale nie- zaprzeczyłem obruszony.
- Taaak jasne. Chodź- otworzył drzwi do swojego Audi i wsiadł za kierownicę. Od razu poczułem się lepiej kiedy widziałem, że Mario jest szczęśliwy. Jednak niechętnie wsiadłem do jego samochodu, wcale nie byłem tak pijany po imprezach, żeby sam nie móc prowadzić. Po chwili poczułem, że został wciśnięty pedał gazu. Z głośników płynęły kawałki naszych ulubionych piosenek. W końcu udało mi się wyciągnąć gdzieś przyjaciela. Kiedy minęliśmy skręt do klubu gdzie zazwyczaj bywaliśmy zaskoczony podniosłem obie brwi. Brunet spojrzał na mnie i widząc moją minę wybuchnął śmiechem.
- Yyy?- zapytałem- Coś nie tak?
- Nie, nie wszys...tko ok..okej- mówił między kolejnymi atakami śmiechu- Po prostu uwielbiam tą twoją minę.
- Ha, ha bardzo śmieszne- spojrzałem na niego obrażony.
- No już, okej. Po prostu zapomniałem ci powiedzieć, że mamy takie jakby zawody. Wybierają najlepszy zespół z Dortmundu i on jedzie gdzieśtam- wytłumaczył.
- A co to ma wspólnego z naszym dzisiejszym wypadem?- dalej nic nie rozumiałem.
- Pomyślałem, że podejrzę jak tańczą w innych klubach. Nie bój się, tam też uda ci się kogoś wyrwać- wyszczerzył się kpiąco. Nic nie odpowiedziałem a Götze nadal miał ze mnie niezły ubaw.
- No to jesteśmy- powiedział parkując pod jakimś dość ekskluzywnym apartamentem, który miał być rzekomym klubem. Napewno trafiliśmy pod odpowiedni adres? Może Mario się pomylił, ale on jednak był pewny, że to tu. Odpiął pasy i wysiadł z samochodu. Niepewnie podążyłem w jego ślady. Kiedy byłem już na zewnątrz do moich uszu dobiegły dźwięki muzyki. To chyba jednak był klub. Wszedliśmy do środka budynku. Już od samych drzwi odurzyła mnie duchota i zapach taniego alkoholu, który musiał lać się tu strumieniami. Zająłem miejsce przy barze obok przyjaciela i zacząłem się rozglądać. Brunet zamówił jakieś trunki. Z toalety wyszła ładna brunetka w zwykłej czerwonej sukience, lecz mimo to była bardzo pociągająca. Już miałem ochotę do niej podejść, ale powstrzymałem się kiedy zobaczyłem jak Götze na nią patrzy. Był zachwycony i jednocześnie zszokowany jej widokiem. Nawet włosy na głowie lekko mu stanęły, ale w oczach wyrażał podziw dla niej. Nigdy wcześniej nie reagował tak na widok płci przeciwnej. Wiedziałem, że ta dziewczyna musi być dla niego wyjątkowa.


Mario

Niespecjalnie miałem ochotę włóczyć się teraz gdzieś z Reusem po jakichś klubach, ale chciałem, żeby zapomniał o Caroline. Chociaż na chwilę. On poświęcił dla mnie całą swoją miłość, no więc ja mogłem dzisiaj zarwać tę noc. Skoro już musieliśmy jechać do pubu to postanowiłem, że połączę przyjemne z pożytecznym. Wybrałem miejsce gdzie trenował zespół taneczny, z którym niedługo mieliśmy się zmierzyć. Usiadłem przy barze i zamówiłem najdroższe drinki jakie mieli. W końcu jak się bawić to na całego. Myślałem nawet o poznaniu jakiejś dziewczyny, ale wciąż nie zagoiły się blizny w sercu po Ann. Nie chciałem pakować się w kolejny związek z przypadkową dziewczyną, a poza tym nie mogłem przestać rozmyślać o Emilie. I jak na zawołanie pojawiła się właśnie ona. Nie, to był chyba tylko sen. Dla pewności szybko Zamknąłem i otworzyłem oczy, a ona nadal tam stała. To wszystko działo się naprawdę. Wyglądała olśniewająco chociaż miała na sobie prostą czerwoną sukienkę. A może właśnie to mnie tak do niej przyciągało. Ta jej naturalność. Teraz już byłem pewien, że to przeznaczenie nas do siebie skierowało. Inaczej nie dało się tegowytłumaczyć. A skoro takie jest moje przeznaczenie to ono musi się wypełnić. W takim razie mimo wszystko muszę zdobyć serce tajemniczej brunetki. Choć to nie będzie łatwe, ja się nie poddam. Będę walczyć o nią, zaufam przeznaczeniu. Przed chwilą z parkietu zeszła grupa tancerzy. Jeden z nich, wysoki szatyn podszedł do Emilie i pocałował ją w policzek. Poczułem ukłucie zazdrości. To idiotyczne uczucie, być zazdrosnym o kogoś kto nawet nie jest nasz. A może to był jej chłopak i w ogóle nie powinienem pakować się w ich życie? Ale może jednak nie? Mówiła tylko, że jest moją fanką, przecież to nie oznaczało nic więcej. A już mogło być tak miło. To była pierwsza dziewczyna, z którą od razu złapałem tak świetny kontakt. Nie mogłem tego stracić. Wyszedłem na zewnątrz żeby trochę ochłonąć. Nawet miałem ochotę, żeby zapalić, ale się powstrzymałem. Nie mogłem znowu wpaść w ten nałóg. Kiedy zaczął padać deszcz wróciłem na imprezę. Postanowiłem, że Emilie nie może mnie zobaczyć, jeszcze uznałaby, że ją prześladuję. Uznałem więc, że trzeba się już zwijać. Zacząłem szukać Reusa. Nigdzie nie mogłem go znaleźć. Zaczynałem się denerwować. Żeby tylko znowu nie wpakował się w jakieś kłopoty. Ostatnio bowiem miał na pieńku z policją. Marco do cholery, gdzie ty Możesz być? Zajrzałem do toalety, pusto. Ponownie wyszedłem na dwór. No i tak, był tam. Siedział na ławce otoczony przez grupkę napalonych fanek. Tylko znowu nie to. O dziwo on jako jedyny z tego grona był najmniej schlany. Odciągnąłem go na bok.
- Marco, co ty odwalasz? - zapytałem nieco zszokowany.
- Cicho Mario. Nie można się zabawić? - był już dość wstawiony.
- Dobra, rób co chcesz.  Ja spadam do domu- miałem już tego wszystkiego dość.
- Jak to? Nie zostaniesz tu z nami? A tu jest taaak miło. Poznałbyś dziewczyny- zachęcał mnie wskazując na mocno już pijane fanki.
- Sorry, ale nie tym razem. Tylko wróć jakoś do domu rano- Pouczyłem go chociaż widziałem, że to i tak nic nie da. Wiedziałem do czego on był zdolny, a jeszcze kiedy dochodził do tego alkohol. Po stracie Caroline będzie teraz łamał serca niewinnych dziewczyn na lewo i prawo. To właśnie sprawiało mu radość. Tak było zawsze kiedy znowu rzucała go dziewczyna. Stawał się zimnym chłopakiem bez uczuć. Myślał tylko o tym jak zranić płeć przeciwną. Też kiedyś taki byłem, ale zmieniłem się. Mam nadzieję, że była to zmiana na lepsze. Wsiadłem do samochodu i wróciłem do naszego apartamentu. Pies nadal spał, a ja poszedłem się umyć, a potem od razu rzuciłem się na łóżko. Byłem zmęczony, ale myśli nie pozwalały ki zasnąć. Ciągle przewracałem się z boku na bok. Próbowałem ułożyć plan dnia na jutro, ale nie byłem w stanie. Ciągle zmieniałem decyzję, nie mogłem podjąć tej właściwej. Kiedy w końcu zebrała mi się ochota na sen zaczynało już świtać. Nagle usłyszałem straszny huk na dole.
- Kurwa- usłyszałem. To był głos Marco. Szybko zbiegłem na dół, a pod oknem leżał Reus we własnej osobie masując sobie kolano.
- Zapomniałem kluczy- powiedział I wyszczerzył się.
- To widzę- odparłem i odszedłem od niego.
- Nie pomożesz mi wstać? - zapytał rozżalony.
- Hmmm, niech się zastanowię... Nie- teraz to ja się uśmiechnąłem.
- O ty! Taki z ciebie przyjaciel?- zawołał wstając gwałtownie, ale od razu złapał się za głowę u upadł ponownie.
- Co znowu? Czyżby kac morderca nie miał serca?- zaśmiałem się drwiąco, a on tylko spojrzał na mnie wrogim wzrokiem.
- Już nie żyjesz Götze! - rzucił się w pogoń za mną cały czas kulejąc.

-------------------------------------------------------------------------------------------
No i jak wam się podoba piąteczka?  ;)
Trochę namieszałam, Wiem.
I to kolejne spotkanie Emilie z Mario chyba troszkę przeginam, ale tak jakoś wyszło.
Pozdrawiam i liczę na wasze komentarze.  ;*
Chcę zobaczyć ile was tu jest, zostawcie coś po sobie.
Chociaż kilka słów. ;***


3 komentarze:

  1. Rozdział jak zwykle super czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. O jeju :3
    Nadrobiłam rozdziały i strasznie mi się podoba :p
    Historia inna, niż wszystkie, ale bardzo mi się podoba to, jak piszesz :)
    Zapraszam do mnie :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest cudownie. Zapraszam do siebie na nowy rozdział http://giveaittletime.blogspot.com/?m=1.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń